… czyli oczami Brytola w stronę Polskiej imigracji.
… – Życzy Pan Wiewiórkę czy może Pieczonego Łabędzia? – Poproszę Łabędzia; – Oskubać? – Nie, może być kudłaty. Tak mógłby się rozpocząć jeden z najciekawszych dialogów w filmie produkcji brytyjskiej o polskich imigrantach w UK – gdyby reżyserem był “Daily Mail”. Byliśmy w środku zdjęć do kolejnego dokumentu WDDW Polska na terenie Wielkiej Brytanii. Stoimy z wielkim zielonym ekranem “Chroma Key” po środku parku w Londynie i podbiega do nas wiewiórka. Wspina się na niskie ogrodzenie i wyciąga łapki po cokolwiek dobrego. Trudno się oprzeć… w sumie. Jeden z nas wyciąga fistaszki i dzieli się z gryzoniem. W tym momencie podbiega do nas starsza kobieta z laską i krzyczy na cały park: Don’t feed squirrels! These are dirty rats! Do not do it you immigrants! Do it in your own country! Feed whatever and whoever out back where you came from you squirrel eaters! Tłumaczenie jest proste: “Nie karmić wiewiórek… to brudne szczury… nie róbcie tego wy imigranci, róbcie tak w swoim kraju… karmcie jak i kogo chcecie stamtąd skąd pochodzicie wy zjadacze wiewiórek”. Wszystko PKP ale zdaje się, że usłyszeliśmy jakiś tekst o zjadaczach wiewiórek. Że imigranci z Polski jedzą parkowe wiewióry? Informacja ścina z nóg nie ciekawiej niż ta mówiąca o polakach będących mistrzami w polowaniu na Łabędzie kubłem na śmieci.
… Otwieram Czasopismo “GONIEC Polski“. Temat tygodnia: Daily Mail od Kuchni. Ciekawe, bo podobno Polański jest Francuzem. Ale niby co? Twardy jak klucz? Czy jest typem z krwi i kości pożerającym ślimaki i żaby? Znacznie Lepiej! Pani Anna Szlejter wzięła na warsztat Brytyjskiego Dziennikarza Jamesa Gillespie. Redaktora Daily Mail. Współpracował z “The Independent” i “The Mail on Sunday“. Szkoda się rozpisywać, bo to nie jest istotne kim jest – ten Pan – ale co i kogo sobą reprezentuje.
… Jeszcze niedawno czołówki brytyjskiej prasy bulwarowej prześcigały się w przypinaniu nam kolejnych łatek. A to zabieraliśmy miejscowym ich miejsca pracy, a to znów masowo wyłudzaliśmy zasiłki z brytyjskiego budżetu, kradliśmy co się dało, gwałciliśmy kogo popadło, morderczo też pożeraliśmy złowione ryby i królewskie łabędzie. Dlaczego to właśnie my, Polacy, znaleźliśmy się na celowniku bulwarówek i co tak naprawdę myślą o nas Brytyjczycy? Ostatnią i zdecydowanie najbardziej barwną, w jaką “Daily Mail” chciał uwikłać imigrantów z Polski było posądzenie nas o barbarzyńskie pożeranie Łabędzi. Wszędobylskim reporterom bulwarówki udało się nawet odwiedzić brzegi rzeki w Peterborough, gdzie rozbite miały byc obozowiska wygłodniałych imigrantów, którzy odławiali szlachetne ptaki i piekli je nad ogniskiem rzucając cień strachu na okolicznych mieszkańców. Dziennikarze znaleźli tam nawet swoistego rodzaju dowody w postaci “drobiowych kości i butelek po polskiej wódce”. Rozmawiali też z miejscowymi specjalistami od ochrony przyrody, a nawet z rzecznikiem prasowym polskiej ambasady. Wszyscy historię potwierdzili i wyszło na to, że Łabędź z ogniska jest drugą po karpiu tradycyjną polską potrawą.
≡Anna Szlejter Co jako pierwsze przychodzi ci do głowy, gdy słyszysz słowo Polska?
James Gillespie: Śnieg, lód, niskie temperatury i język nie do pojęcia. Ponadto z przeszłości – II wojna światowa i odwaga ludzi, którzy przyjechali do Wielkiej Brytanii, żeby walczyć w naszym wojsku. Co jeszcze? „Solidarność”, Lech Wałęsa i upadek komunizmu.
≡Anna Szlejter A obecnie?
James Gillespie: Imigranci, o których wszyscy mówią, że są świetnymi fachowcami. Aha! I podobno także piękne kobiety. Natomiast z rzeczy, które nie przychodzą mi do głowy na myśl o Polsce? Jedzenie, muzyka rockowa, kino, literatura. Pewnie to wszystko w Polsce istnieje, ale ja o tym nie słyszałem.
≡Anna Szlejter A Roman Polański?
James Gillespie: Polański jest Francuzem.
≡Anna Szlejter Nie, jest Polakiem.
James Gillespie: Możliwe. Nie zmienia to jednak faktu, że aby zrobić karierę musiał wybrać się do Hollywood. Żyjąc w Polsce, jak przypuszczam, Polański nigdy nie zostałby gwiazdą światowego formatu.
≡Anna Szlejter O polskiej kuchni też nie słyszałeś? Uchodzi ona za dosyć popularną?
James Gillespie: Jedzenie? Wybacz, ale polska kuchnia wcale nie jest sławna. Polskie potrawy? Które? Nigdy nie spotkałem nikogo, kto wybierając się na kolację, powiedziałby: „Musimy koniecznie znaleźć najbliższą polską restaurację”. A może są jakieś sławne restauracje w Paryżu czy Nowym Jorku? Nigdy o żadnych nie słyszałem. Jacyś polscy sławni kucharze? Też nic mi nie przychodzi do głowy. Nie próbowałem żadnej polskiej potrawy, ale podejrzewam, że polskie jedzenie jest nijakie, za to podawane z galonem wódki. Mam rację?
≡Anna Szlejter A byłeś kiedykolwiek w Polsce?
James Gillespie: Nie, ale mój ojciec pracował tam jeszcze w czasach komunizmu przy budowie fabryki farmaceutycznej. Bardzo wysoko oceniał profesjonalizm Polaków, z którymi współpracował. Największym problemem był dla niego język.
≡Anna Szlejter Z Polakami podobno trudno się czasem dogadać, ale to świetni fachowcy.
James Gillespie: No tutaj musze przyznać ci rację, polscy fachowcy są rzeczywiście bardzo wysoko oceniani na brytyjskim rynku. Doszło teraz do sytuacji, w której Brytyjczycy często wolą zatrudnić polskich pracowników zamiast angielskich, bo są o wiele bardziej sumienni. Jeśli umówisz się z Anglikiem na 8.00 rano, to jest bardzo mała szansa, że będzie na czas. Zadzwonisz o 12.00 i powie ci, że stoi w korku, chociaż dobrze wiesz, że jeszcze nie zdążył wyjść z domu. No a Polak będzie na czas.
≡Anna Szlejter Skąd więc ta nagonka na Polaków w brytyjskiej prasie? Szczególnie w „Daily Mail”.
James Gillespie: „Daily Mail” reprezentuje opinie większej części brytyjskiego społeczeństwa i pisało o Polakach w taki sposób, w jaki Brytyjczycy chcieli o nich czytać. Artykuły te były wyrazem tego, co tak naprawdę brytyjska opinia publiczna myślała o Polakach tuż po otwarciu granic dla obywateli nowych państw członkowskich Unii. Dziś ten paranoiczny okres odszedł w niepamięć, a Brytyjczycy patrzą na nich coraz łaskawszym okiem. Tym bardziej, że ludzie już wiedzą, że Polacy naprawdę ciężko pracują, a nie żyją z wyłudzania zasiłków.
≡Anna Szlejter Czyli dziś lubicie nas bardziej?
James Gillespie: Na Polaków obecnie patrzy się już zupełnie inaczej, to imigracja ekonomiczna i tymczasowa. Sprawa ma się inaczej jeśli wziąć pod uwagę imigrantów z Afryki i Azji. Oni przyjeżdżają, a my doskonale zdajemy sobie sprawę, że to dla nich bilet w jedną stronę, wiemy, że tu zostaną.
≡Anna Szlejter Czemu więc to właśnie Polacy znaleźli się na celowniku np. „Daily Mail”?
James Gillespie: Bo wy byliście świeżą falą imigrantów. Inne nacje były tu już wcześniej, ci ludzie zdążyli już trochę się zasymilować, mają tu dzieci i naturalnie stali się już częścią brytyjskiego społeczeństwa. Dlatego nikt już na nich krzywo nie patrzy.
≡Anna Szlejter Wspomniałeś o politycznej poprawności „The Guardian”. Czy ona rzeczywiście aż tak przeszkadza Anglikom?
James Gillespie: To duża sprawa. Myślę, że z biegiem lat nauczyliśmy się odruchowo kontrolować to, o czym i w jaki sposób mówimy. Jest to naprawdę frustrujące, bo wielu rzeczy nie możemy powiedzieć z obawy, ze zaraz ktoś oskarży nas o rasizm, czy jakąkolwiek inną formę dyskryminacji. Kiedy ostatnio byłem w Nowym Yorku przyjaciel pokazał mi pewne osiedle i powiedział, że tam mieszkają tylko czarni. Zastanowiło mnie, czy można by użyć takiego zwrotu w UK. Sądzę, że nie bardzo.
Myślę, że również Polacy w najbliższych latach będą musieli zmierzyć się z dyktaturą politycznej poprawności. Na razie jesteście nowymi członkami Unii Europejskiej i ten temat jeszcze tak bardzo was nie dotyczy. Ale wkrótce zacznie.
≡Anna Szlejter Nie sądzisz, że słowa o Polakach "migrants" czy "Eastern Europeans" nabrały ostatnio pejoratywnego znaczenia?
James Gillespie: My ciągle jeszcze kojarzymy Europę Wschodnią z komunizmem. Przed 1989 rokiem nie łatwo było tam podróżować, a ten komu się udało przywoził ze sobą obraz biednego kraju, który pozostaje z nami do dziś. Chyba z tego biorą się stereotypy na temat poszczególnych nacji. Zawsze jakieś mamy i często nie są one zgodne z rzeczywistością. Ostatnio gdy wybrałem się do Chorwacji, sam byłem zdziwiony, że ludzie tam nie jeżdżą na koniach.
≡Anna Szlejter Myślisz, że jest coś, czego Anglicy mogliby nauczyć się od Polaków?
James Gillespie: Muszę przyznać, że imponujące jest wasze zrozumienie wartości więzów rodzinnych. Anglicy dawno zatracili rozeznanie w tym, co znaczy dobra żona czy mąż. Tutaj cały świat skupia się wokół jednostki, jej rozwoju, kariery, osobistego sukcesu i myślę, że gdzieś po drodze straciliśmy coś istotnego. To jest niewątpliwa przewaga Polaków nad Anglikami.
≡Anna Szlejter Zamierzasz wybrać się do Polski. Myślisz, że jest tam coś interesującego do zobaczenia?
James Gillespie: Przyznaję, że Polska jest na mojej liście. Chcę zobaczyć Oświęcim, bo słyszałem że każdy chociaż raz powinien zobaczyć do czego jest zdolna ludzka natura. Poza tym niewiele wiem o Polskiej kulturze, ale pewnie czegoś o niej dowiem się już na miejscu.
… Po przeczytaniu tego artykułu dałem sobie chwilę na refleksję. Mianowicie w wielu formach krytyka na dany temat jest prosta tak samo jak i sama praca krytyków. Krytyków nie tylko sztuki ale i ludzi, którzy ośmieszając innych sami często stają się ofiarami własnej krytyki. Praca brukowego dziennikarza jest jak zabawa. Człowieka piszącego o ludziach i wydarzeniach, które kształtują życie i wizerunki ludzi istniejących daleko poza sferą uciechy samego twórcy. Dziennikarze triumfują ujawniając negatywną krytykę, zabawiając tym samym swoich czytelników znudzonych i zmanierowanych swoją szarawą rzeczywistością. Lecz zarówno krytycy jak i dziennikarze wiedzą, że kiedyś muszą stawić czoło swojej własnej krytyce ponieważ słowo pisane w swojej nieskończonej potędze nieubłaganie rzuca światło na sprawy i kwestie, które w świetle pokrętnych i fałszywych zeznań autora mają o wiele większe znaczenie niż by się mogło wydawać. Dlatego krytyk w pewnym momencie na drodze do swojej kariery poważnie ryzykuje. Pisząc o czymś, co na pierwszy rzut oka wydaje się nic nie wartym “śmieciem” otwiera bramę do świata w pełni wartościowym, zupełnie nowym zagadnieniom. I tak, ten nieprzyjazny “Świat” często nieprzychylny wszystkiemu co nowe wita wielkiego artystę z szacunkiem i zrozumieniem. Oczywiście wiadomo, że nie każdy nowo przybyły gość jest lub może stać się wartościowym, wielkim artystą. Prawdą jest jednak, że wielki artysta może przyjść dosłownie zewsząd.
… Dlatego kiedy komuś z Państwa przydarzy się trafić na Wyspy i podczas waszego pobytu ktoś was zapyta o Pieprzową Wiewiórkę i Kudłatego Łabędzia to odpowiedzcie, że w UK ten film wejdzie na ekrany dopiero za kilka lat nie tylko w odcinkach, ale w dodatku z polskim lektorem i napisami.
WDDW Polska