Flight FR3506T

 Minęło kilka miesięcy od ostatniego artykułu. Miałem wystarczająco dużo czasu aby zrozumieć Twoje błędy, pogodzić się ze skorumpowanym światem… Ta seria jest nowa i postanowiłem zmienić trochę strukturę mojej twórczości. Będzie rzetelniej, wynioślej i bardziej przejrzyście. Będzie troszkę mocniej, trafniej z dużą dawką prawdziwej poezji. Moja twórczość osiągnęła kolejny etap wyrozumiałości dla ludzi i świata przyrody. Nie wiem tylko, czy udało mi się pogodzić samemu ze sobą. Dobra, koniec z ocenianiem kur po jajach. Dotacja z Unii doszła? Grzęda stabilna? Siedzisz wygodnie? To do roboty!

10 Minut

 Tyle tak naprawdę zajmie Tobie przeczytanie tego krótkiego pojeb-go tekstu.

... Więcej od Ciebie nie potrzebuję. Ty też więcej nie ode mnie nie potrzebujesz! Tak to naprawdę się zaczęło. Po prostu wywaliłem się sam z roboty i pojechałem w podróż dookoła Ziemi. Nigdy nie miałem duszy pokojowego kocura. Nienawidzę ślęczeć przed kompem dłużej niż chcę. Definicja czasu. Podejdź bliżej to pokażę Ci “kanciapę z moim plakatem“.

Zawsze się zastanawiałem czy mi od tego siedzenia przypadkiem nie kurczą się… palce u nóg. Podobno nieużywane organy zanikają. Z kuchni do pokoju, z pokoju do kibla i na zewnątrz, do sklepu i na spacer, zawsze na telefonie i znowu szukam zajęcia. Jak nikt do mnie nie dzwoni to dzwonię sam do samego siebie, sprawdzam czy mam zastrzeżony numer. Nosi mnie odkąd pamiętam. Nie potrafię się nudzić. Jak nie robię nic dłużej niż godzinę to mnie dopada agresja. Jestem spokojny tylko gdy jestem czymś zajęty… no i głodny. Ale to chyba ma każdy…

(Ten rodział nosi nazwę): SUPER IDIOTA

Nawet teraz, siedzę na lotnisku czekam na powietrzny autobus i aby się nikomu nie narazić postanowiłem zabrać się za pisanie. Gdybym nie miał komputera to pewnie bym tę notę strzelił odręcznie na posadzce jakimś flamastrem – bo ten zawsze przy sobie noszę. Tak. Super-idiota zapomni portfela ale nie zapomni pióra czy flamastra. Tak, to kurwa ja. Facet bez dumy, który żyje w wiecznej sprzeczności samego z sobą + innymi. (Niech im dusza lekką będzie.) Super-Idiota kupuje słuchawki za ostatnie grosze do słuchania muzyki, choć wie że musi kupić jeszcze sobie bilet powrotny jak doleci na miejsce. Super-Idiota zatrzaśnie drzwi do domu z kluczami w kuchni na blacie, a potem łamie sobie rękę żeby te drzwi otworzyć patykiem. Mam mieszane uczucia co do samego siebie. To nie tak, że bez przerwy o sobie myślę. Ale kiedy myslę o innych to automatycznie sam na siebie wpadam. Zobaczcie teraz…

(Ten rodział nosi nazwę): SUPER SYF

 Usiadł koło mnie jakiś baran w kapeluszu. Macha rogami we wszystkie strony w poszukiwaniu swojego pasterza. Czarna owca lotu na pastwisko. Co ja mówię… może chowa w tej damskiej torbie 10 kilo koksu i sam się dziwi jak się przedarł przez odprawę, a teraz zerka czy jeszcze śni czy już się obudził. Każdy w moim polu rażenia coś wbija albo w komórkę albo w ‘laptoka’. Niemiłosiernie śledzi facebooka czy ktoś polubił jego notę albo tę kretyńską z parku fotę pt: Nudzę się – kciuk w górę!; albo po prostu – walczy ze snem gapiąc się w tapetę na wyświetlaczu świecąc obraz w potylicy: te, zerknij sąsiadka na mojego nowego notebooka. Co za generacja. Moja babcia by się pewnie skupiła w tym miejscu na cerowaniu – i zakladam się sam ze sobą, – że by mi na szaliku kieszeń na te klucze co w domu zostawiłem wyszyła. Jakieś ogłoszenie, może awaria. “Pan Kazimierz Kozłowski proszony jest do stanowiska ochrony.” Wiedziałem, gość w kapelutku zasypia i udaje że to nie o niego chodzi. Po prostu czułem, że z nim jest jakaś porno scena. Nic, kolejny Super-Idiota. W końcu do pewnego stopnia jesteśmy tacy sami. Powinienem chyba to odwołać, bo to chyba jakaś…

(Ten rodział nosi nazwę): SUPER PLOTKA

Idę do samolotu. Stoję w kolejce dłuższej niż te zwinięte tory pod Sosnowcem. Sam nie wiem czy to dobra kolejka. Pewność wróciła gdy usyszałem cytat z tygodnika “Modna Mama”, czy jakieś ponure zdanie “Długie włosy a we włosach szare spinki na papierosy” czy jakoś tam (…) – “I mi kolega mówi co pracuje na lotnisku, że ludzie wożo ziemniaki, marchewkę… RYŻ NAWET! Toć jak mozna wozić ziemniaki no toć weź…” – i w śmiech (tu konkretna podnieta – obie ręce w kieszeni, głowa łysa prawie – wysoko wzniesiona nad publicznością, a dwaj kompani wtórują gromkim śmiechem. Dziewczyna stoi z boku i stara się śmiać ale nie wie do końca z czego i za taki widok od sędziego liniowego: punktów 10-na-10 za synchronizację. I tak przez 10 minut. O ziemniakach, o filmikach na YouTube, że ktoś tam zajarał fajkę i to śmieszne było, o tym że się ‘wepchali’ ale i tak nikt nie zauważył. I stoję tak na końcu kolejki niby zdziwiony, jakbym to ja był w tym Sosnowcu wykolejony. Nagle błysk wyobraźni i cofam się dwie godziny w czasie jak siedziałem w pustym pociągu i widzę tego ryżego “króla porno“, który wspina się w kącie przedziału na swoją blond ‘Marzenę’. Rozgrzewka. Magazynier w akcji. Radio ‘Kampinos’. Audycja pt.: “Kopulacja żółwi błotnych” Ona się śmieje a on ze szczęścia głupieje, obok w rzędzie smutny tancerz na wstędze – ja; na ten widok inspiracja mi obojetnieje. Wchodzi kanar, rzuca okiem i przecież gdybym teraz siedział z kumplem przy barku ciesząc się chwilą po kolejnym browarku i spróbował mu to wszystko opowiedzieć to by mi nie uwierzył. Chłopie z kasownikiem proszę – zabierz komputer ode mnie bo z każdą minutą sam siebie nie znoszę.

50 Zeta

Nie wiedziałem, że na pokładzie rozdają karty. Do telefonów. Prezenty za które trzeba płacić.

(Ten rodział nosi nazwę): COŚ ZA 50 ZETA

Ile w Polsce kosztuje coś? Różnie. Rzadko kiedy coś kosztuje 2 ‘dichi’, jeszcze rzadziej dychę a sporadycznie piatkę. Za to dość często za “coś” trzeba dać 50 PLN. Tyle płaci większość lub wiekszość własnie nie płaci, bo ich nie stać. Większość to ja, więc stoję przy kasie i kalkuluję czy skasować plastikiem za zestaw obowiązkowy czy może dwa – mniej obowiązkowe? Pieprzone porty. Zawsze chciałem rozkminić, czy w porcie jest naprawdę taniej czy… nie ważne. Już wiadomo, że kurdwa x drożej. A jak kogoś nie stać na te podróżne zestawy to może zaciągnąć kredycik w siedzibie lokalnego banku, który się rozstawił z banerami w poczekalni, między korytarzami. Po środku galerii z perfumami, a właściwie obok sklepiku z dresami, dosłownie między dwoma kiblami. Stoi tam aby przeszkadzać. Ledwo poskładasz swoje rzeczy spowrotem do walizy po inspekcji portowego ochroniarza, ‘tegolo’ dresiarza, który musi zajrzeć do Twojej walizy w poszukiwaniu dziwnie cennego inwentarza – na pewno masz w torbie coś za co ten klaun dostanie nową smycz i psi medalion. Zostajesz przyatakowany przez natrętną kobietę, chodzący bank, mumię z plakietką grabaża, nieżywy kasjer w szarych bandażach – to na 100% rzadko się innym ludziom (oprócz mnie) przydarza. To historia jest jak komiks. Tytus, Romek i Kondonek. Historia zawarta w małych obrazkach. POLSKA, kraina namazana ręką zaszczanego trzylatka.

(Ten rodział nosi nazwę): KOMIKS I PARÓWA

Siedząc przypięty pasami w samolocie studiuję uważnie obrazki zamieszczone w isntrukcji bezpieczeństwa. Naprawdę, ciekawa lektura w formie bajki. Przygoda jednej z samotnych kobiet z dzieckiem czołgającej się pod ciemnymi oparami dymu – naprawdę daje do myślenia, dosłownie za każdym razem. Bez tej krótkiej historyjki o krótkowłosej bohaterce powietrznej tragedii prawdopodobnie moje życie nie miałoby sensu. Podróż, którą właśnie mam zamiar odbyć, byłaby bez tego za mało komercyjna czy mniej straszna i zupełnie pozbawiona akcji. A co to za atrakcja lecieć samolotem bez wiedzy na temat przypadkowej ewakuacji? Nie trzeba być Kolumbem aby odkryć świat, na który wybiera się ławica sardynek nabita w tę puchę pandory. Sparafrazuję Wojtka Sosnowskiego: “Jak jebnie, Ciechocinka nie będzie”. To PROSTE. A może się to o stać każdego dnia i o każdej porze. Nawet Pan Kapitan Wrona tu nie pomoże. Dlatego wpatrywanie się w nogi stewardesy w sumie nadaje poezji, estetyki prezentacji o tym jak zakładać poprawnie kamizelkę, jak ciągnąć za sznurek czy jak dmuchać w gumowy wentylek. Jakie to ma kurwa znaczenie czy uda mi się założyć kamizelkę czy ile razy sztachnę się tlenem przed uderzeniem w glob jeśli ja tego wszystkiego po prostu nie zdążę zrobić? A nawet jeśli zdążę, to jakie ma znaczenie kamizelka jeśli pilot celuje w las? Wyobraźmy sobie taką scenkę: samolot leci na mordę pionowo z 10km. W “parówce” przesiaduje od godziny pokoło 200 pasażerów z czego co piąty ma na stoliku butelkę napoczętej wody, herbatę lub inny soczek, co dziesiąty czyta książkę, co 20sty ma napoczętą kawę i kanapkę, a co 30sty jest najebany jak samica orangutana po stosunku z gałęzią. Przy tym trzymając w łapie w trąbę zwiniętego Gina z tomikiem wódki i otwartego laptopa. W samolocie przebywa personel w liczbie 6 (dwaj maszyniści podniebnej kolejki, 2 stewardesy + 2 kelnerów) A oto nasz podniebny QUIZ:
 – Pytanie_1: Ile czasu ma parówka na pełne *sprasowanie? (*uderzenie w czyjeś pole, blok, las, krzaki, trawnik, ogórdek, mniejszą lub większą kałużę)
 – Pytanie_2: ile w związku z tym czasu mają pasażerowie aby dotrzymać słowa danego rodzinom, że jak dolecą to zadzwonią? Z tego nie da się stworzyć komiksu ani bajki o dobrym zakończeniu. Oto logika, kótrej zdrowy rozsądek domaga się nowej strategii.

(Ten rodział nosi nazwę): MOCNE UDERZENIE

Przy dobrej pogodzie pasażerowie mają możliwość patrzenia przez okno, co może im pozwolić na poddawanie bezustannej analizie odleglości, jaka została jeszcze stalowemu kondonowi do uderzenia w globus. Ponadto pasażer ma możliwość sledzić, na przykład który z silników generalnie się jara jak zwłoki w piecu i czy z tego pożaru wydziela się autentyczny smród jak z płonącego śmietnika w autobusowej zajezdni. Dużo również zależy od faktu kogo personel w tym dniu gości na pokładzie. Czy są to w przeważającej większości na przykład lekarze, księża, może zawodowi kaskaderzy, kelnerki, kolekcjonerzy ziemniaków (wiejscy businessmani), informatycy itp. Mogą to być przeciętni pracownicy biurowi z ambicjami na niesmiertelność, których przerost silnej woli nad ich psychologiczną treścią może kosztować pozostałe 180 osób przedwczesną eksplozję histerii na pokładzie. Przykłady nasuwają się same: – przedwczesna próba otwarcia drzwi na zewnątrz ‘pojazdu’, – stewardesa zamknięta w kontenerze na kanapki, – ogłuszony pilot plastikową tacą na cukierki czy kelner walący sobie ostatnią gruchę w kiblu zawinięty w folię po szynce czy worek na śmieci, oraz bardziej skrajne przypadki heroizmu jak na przykład: – próba przejęcia sterów w celu kompletnie awaryjnego lądowania (to coś jak ja chyba). Lecz to wiąże się z licznymi procedurami połączonymi z umiejętnością walki w ręcz aby przedostać się do kabiny. Najważniejsze, to nie pomylić kabin aby nie wylądować po uszy w gównie, albo spermie jak trafisz na kelnera w środku mantry. Możliwe są też grupowe skoki spadochronowe lub demontaż mebli na potrzeby nowych konstrukcji zdolnych amortyzować uderzenia – to również kreatywne sposoby uniknięcia migracyjnego sezonu.

– –

(Ten rodział nosi nazwę): KONDONEM W GŁOWĘ

Samolot nie jest przygotowany w żaden sposób na zapewnienie mi, pasażerom bezpiecznego lądowania w razie jakiejkolwiek awarii. Po prostu – nie jest. Zatem chowanie kamizelki pod fotel czy zrzucanie mi na głowę maski z tlenem nie uratuje mi życia. Może zamiast maski powinna wyskakiwać pętlą z liną, a pod fotelem powinno się zamieszczać sześciostrzałowca … z jedną kulą albo żółwia. Po co żółwia? Aby uspokoić emocje. Bardziej kreatywnie? Zaskoczę was: za te kosmiczne ceny za kawę i herbatę może warto zamontować telewizory w zagłównkach. W końcu każdy z was – kiedy nie wie co robić – bedąc w domu czy w gościach odpala beznamietnie telewizor, który doskonale wypełnia luki ludzkiej wyobraźni. Skoro stacja TVN potrafii przemówić swoim programem do swoich pasażerów to dlaczego nie lotnicza linia? O ile łatwiej było by puscić “M Jak Miłość” sekundy przed katastrofą zamiast siać panikę pośród pasażerów każąc im wdychać gaz z gumowej rurki? Fenomenem tych bredni – w oglądaniu telewizji i systemu bezpieczeństwa na pokładzie samolotu – jest Jedna Część ‘Wspólna’. Nie, nie ta Warszawska ulica. To zbiór wartości, od których nie jesteś w stanie się uwolnić. To zbiór sprzecznych z logiką praw i niejasnych obowiązków pasażera nostromo. Widza-konsumenta, który jak kura bez dzioba ma tyle samo do powiedzenia co małe obsrane dziecko latające za 2 zeta w kiwającym się traktorku przed biedronką. Chyba z tych wszystkich logicznych rozwiązań pozostają piloci, których – pensja jest znacznie niższa niż prezydenta, a w przeciwieństwie do polityków – pilotom powierzamy własne życie za każdym razem decydując się na podróż samolotem. Słynna logika polskiej Wiarygodności. Fakt zasługujący na prawdziwe – silne uderzenie.
Pewien człowiek odparł mój argument twierdząc, że nie chciałby aby jego polityczny lider zarabiał mniej niż 3 tysiące. Jako reprezentant jego interesów, polityk powinien mieć godną pensję w okolicach 10 tysięcy lub więcej. Moim zdaniem skromnie i krótko: Podporządkuj się logice i skoncentruj się na reprezentowaniu interesów całego kraju a nie tylko własnych.

AJ. Grupa WDDW

, , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , ,